niedziela, 30 października 2011

Miles Davis - Doo Bop



Istnieje taka płyta jak "Doo Bop", pomimo tego że dobrze mi jest ona znana to zapomniałem o niej na śmierć! a przecież to jest okrutnie dobry album! Przypomniałem sobie, i stwierdzam że brzmi jeszcze lepiej niż zeszłym razem jak go słuchałem kilka lat temu. Pierwsza kwestia jaką chiałbym poruszyć to: dlaczego ten album nie jest podpisany Miles Davis & Easy Mo Bee, tylko Miles Davis!? Easy przecież w ten album włożył tyle samo pracy co Davis.. Wytłumaczenie jest proste: Garniturki nie chcą słyszeć że w muzyce dla elity (czyt. jazz) maczał paluchy wredny obszarpaniec z ulicy (czyt. beatmaker). A tak na serio to przez to Bee jest prawie nie znany, mało kto czyta creditsy albumów, a myślę że zasługuje na większą sławę, nie tylko za ten krążek, ale za piękne beaty na klasycznych rapowych albumach takich jak "Ready To Die" Notoriousa, albo "Hold It Down" Das EFX. Jak nie każdy wie, jest to ostatnia płyta Milesa, na którą Tytan Trąbki zaczynał nagrania w styczniu 1991 roku, niestety we wrześniu odszedł, co na pewno zmieniło trochę całokształt wydawnictwa. Z zamierzenia płyta miała być hybrydą rapu z jazzem (nie pierwszą, kto zna zespół Stetsasonic ten wie), więc główny bohater poprosił Russela Simmonsa (właściciela Def Jamu) o propozycje jakiegoś kumatego człowieka który nadawałby się do współpracy, padły trzy słowa, domyślcie się jakie.. Po śmierci Milesa, odpowiedzialność za całokształt spadła na Osten Harvey Jr. (właściwe i mię i nazwisko Easy'ego), który podołał zadaniu, chociaż pewnie gdyby płyta był zrobiona od a do z wspólnie to na pewno by była lepsza, pomyślcie sobie chociaż że Miles Davis chciał zaprosić Prince'a na featuring! Nie ma co narzekać, i tak do naszej dyspozycji zostały oddane pyszniutkie  numery. Easy Mo Bee oprócz produkcji albumu zajął się także rapowaniem które nie jest najwyższyh lotów, ale to wcale nie przeszkadza, a nawet pasuje do ekspresyjnej trąbki Davisa, raper z jakimś niesamowitym flow wadziłby się z nią. Jeśli chodzi o produkcje to Bee spisał się naprawdę dobrze, album brzmi trochę industrialnie pomimo tego że sample pochodzą z czarnej muzyki. Tempo krążka jest bardzo zróżnicowane, od szybkiego jak sama nazwa mówi "High Speed Chase" do relaksującego "Mystery", pomimo tego brzmienie bardzo spójne. Nie wszystkie wałki zostały zagrane przez Milesa, dwa z nich (wcześniej wymienione "High Speed..", "Fantasy") zostały sklejone z sampli z istniejących już nagrań artysty. Myślę że album jest idealną propozycją na jesienne złote popołudnia, zachęcam do słuchania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz