poniedziałek, 19 grudnia 2011

Piosenka Tygodnia: Luddy - Marijuana Shop


Dlaczego: Tamten tydzień dla mnie się skończył dopiero teraz, myślałem nad tygodniową piosnką, ale jej obraz zdeklarował się dopiero dzisiaj w mojej głowie... Tydzień minął dosyć rozrywkowo, stąd bezrefleksyjny joint. "Candy Shop" wyprodukowane przez Scotta Storcha lepiej sprawuje się jako riddim dla jamajskich dancehallowych wymiataczy niż jako tło dla postękiwań Pana Półdolarówki. Świetny riddim, kiedyś miałem fajny dancehallowy mixtape, zapętlałem go non stop, pewnego dnia chyba mi się usunął przez przypadek, a numery tam były przednie m.in. T.O.K. - Survivor, Elephant Man - Seh Dem Bad, żałowałem bardzo, tym bardziej że nie znałem w ogóle tracklisty, teraz z rozrywkowym sentymentem wracam do tego. Puuuuuuuuuuuul Up!

wtorek, 13 grudnia 2011

Wiosna Zimą

Temperatura powyżej zera, słońce raczy nas swymi promykami, kolory wyraziste, wcale się nie obrażę jeśli taka pogoda utrzyma się przez całą zimę, chce się żyć. Na każdą sytuacje mam wachlarz numerów, na tą także...

1. Dr. Alimantado - Poison Flour
Kawałek dodaje mi vibe'u i szybkości w każdej formie podróży, czy to but, czy autobus. Najlepsze jest to że prawie cały utwór dominują melodeklamacje Doctora, które nie drażnią bo są umiejętnie dopasowane do riddimu, poza tym głównym walorem utworu są niesamowite hooki które dodają melodyjności numerowi który właściwie jej nie ma.


2. Black Moon - Shit Iz Real
Ciepły sampel saksofonu idealnie współgra ze słońcem, surowa forma i treść idealnie łączy się z brudem na ziemi i tagami na murach. "Fuck where you're from, it's about where you're at / Where your gat? Whenever you in Bucktown / Shit iz real, all you hear is the sound / I'm real, shit iz real, fuck the raw deal"






3. Alton Ellis - Reason In The Sky
Nie religijne przesłanie tego utworu jest na rzeczy tym razem, ale niesamowicie pozytywna forma: niebiański głos jamajskiego Marvina i delikatne dęciaki w tle.


4. Hi-Tek - Sun God feat. Common & Vinia Monjica
Rześki numer w sam raz na taką pogodę, Common jest chyba najbardziej pozytywnym graczem na scenie.


6. Dubblestandart - Blackboard Jungle feat. Lee "Scratch" Perry
Przykład wspaniałego współczesnego dubu prosto z Austrii, gościnnie sam Lee Perry. Nadal można robic to grubo, dub się wcale nie skończył.

czwartek, 8 grudnia 2011

Piosenka Tygodnia: Alton Ellis - Joy In The Morning


Dlaczego: Szlagier tych wakacji, sprawdza się idealnie w czasie pędu tygodnia, najlepiej rano, dobrze nastraja na następny pracowity dzień. Jeśli ktoś nie wie to właśnie Alton kładł podwaliny pod jamajską muzykę rocksteady swoją płytą "Get Ready - Rock Steady". Muzyka Marvina Gaye'a Jamajki jest niezwykle wyluzowana, te dźwięki po prostu płyną z gracją  jak mały żaglowiec po spokojnej zatoczce.W utworze gościnnie The Gaylads.

piątek, 2 grudnia 2011

Piosenka Tygodnia: Lee "Scratch" Perry & The Upsetters - Underground


Dlaczego: Dopiero po którymś tam przesłuchaniu zaczynam się przekonywać do "Super Ape", najlepsze numery z płyty to "Dub Along" (znacie go z wcześniejszej Piosenki Tygodnia) oraz "Underground" w którym śpiewa ta sama wokalistka, nie mam pojęcia kto to, ale jaram się. Niesamowicie przestrzenna muzyka..

niedziela, 27 listopada 2011

jestem pod wrażeniem: Michael Jackson - Thriller





Spodziewałem się jakiegoś rozwodnionego słodkiego funkowego gówna, a zastałem banger na bangerze i soczysty groove, nawet pościelowe numery trzymają poziom, nie są mdłe z przedawkowania cukru, mają w sobie kawał dobrego funky-soul-popu. Podoba mi się koncept w jakim są ułożone utwory na płycie, trzy pierwsze numery są preludium dla następnych trzech które są gigantami muzyki tanecznej, wiadomo o czym mowa, "Thriller", "Beat It", "Billie Jean", to numery obok których nie da się przejść obojętnie. po tych trzech parkietowych szlagierach znów robi się spokojniej na trzy ostatnie numery, i tutaj już nie do końca mi się to podoba, bo jest to jak słuchanie w stanie nietrzeźwym "To już jest koniec, nie ma już nic..", oczywiście żeby nie było, są to jak najbardziej dobre kawałki, ale ja bym je wplótł między te soczyste bangery, hehe, chyba się zagalopowałem, nie wypada mi uczyć ś.p. Michaela jak układać tracki na płycie.. W każdym razie "Thriller" miażdży. 


P.S. Jako samplowy ćpun, jak znajdę dźwięk na starszym krążku który znam z nowej produkcji, jaram się jak niebo na sylwestra. Zgadnijcie kto i w jakim numerze samplował to:









piątek, 25 listopada 2011

Piosenka Tygodnia: Love Unlimited - If You Want Me, Say It



Dlaczego: Na zimne samotne wieczory polecam TO, bez wątpienia ogrzeje Cię swoim żarem. Uwielbiam taki soul, szkoda że Love Unlimited są praktycznie nieznane.

sobota, 19 listopada 2011

Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej (Dzień II)



1. Tom Harrell Chamber Ensemble
Niestety przyszedłem dopiero w połowie koncertu, pomimo tego mogę stwierdzić że koncert był małą rewelacją, zgrabne połączenie jazzu z muzyką symfoniczną (nie wiem czy mozna tu mówić o symfonii jakiejkolwiek, jeśli muzyków było tylko ośmiu?) Instrumenty które mogę wyróżnić to przede wszystkim skrzypce które odegrały bardzo dobrą rolę,  oraz subtelną trąbkę Harrella, która świetnie uzupełniała wszelkie luki. Nie wiem co dolega Tomowi że jest cały czas przygarbiony, porusza się wolno jak mucha w smole, w każdym razie kiedy grał na trąbce wszelkie objawy odlatywały gdzieś daleko, muzyka jest życiem..

i tak przyszedłem tego dnia do Bielskiego Centrum Kultury właściwie tylko dla jednego człowieka...

2. PHAROAH SANDERS
Na scenę wyszedł wolno poruszający się, siwy staruszek, zdawało się że saksofon jest dla niego za ciężki, jednak kiedy usłyszałem pierwsze dźwięki saksofonu i spojrzałem na oczy które wyrażają siłę to wiedziałem że koncert mnie nie zawiedzie. Nigdy nie słyszałem tylu skrajnie różnych dźwięków z jednego saksofonu, nie wiedziałem że może też służyć jako instrument perkusyjny, damn! Sanders jest Hendrixem saksofonu tenorowego bez dwóch zdań. Najlepszym punktem koncertu był "The Creator Has A Master Plan", przez pewien moment bałem się że nie usłyszę kluczowego wokalu w tym numerze, i wyjdę nie spełniony, ale się nie zawiodłem. Szkoda że w zespole Faraona nie było żadnego instrumentalisty z jakimś orientalnym "sprzętem" (np. jakimisprzeszkadzajkami?), to by wzniosło ten koncert pod niebiosa, i tak nie mam na co narzekać bo koncert był niesamowity. Szkoda że nie było bisu..

Boli mnie to że takie koncerty są organizawane w takim miejscu, lepszą scenerią byłby zdecydowanie Klimat albo Rude Boy, ja się pytam po co te miejsca siedzące?!

czwartek, 17 listopada 2011

Piosenka Tygodnia: Showbiz & A.G. - South Bronx Shit


Dlaczego: Coś ostatnio zaprzepaściłem cykl Piosenka Tygodnia, ale już wracam.  Uwielbiam D.I.T.C., dwóch członków (Showbiz & A.G.) w tym roku wydają wspólną płytę (nie pierwszą), "Mugshot Music", tak się będzie nazywać płyta, w całości będzie wyprodukowana przez Showbiza (a jak!), ponadto nad jakością dźwięków czuwa DJ Premier, jeśli chodzi o warstwę liryczną to jeszcze nie wiadomo kto oprócz Andre stanie przed mikrofonem, ale za pewne możemy się spodziewać O.C., albo Lorda Finesse'a. Już teraz możemy skosztować chodź trochę słodyczy tego wydawnictwa, zostały już udostępnione trzy numery, jeden z nich to "South Bronx Shit" który kopie po dupie jak należy, brzmi jak klasyczny boom bap z lat 90-tych, jeśli to Twoje pierwsze zetknięcie z tymi artystami to najpierw zalecam sprawdzić ten numer. Smacznego!

środa, 9 listopada 2011

R.I.P. Heavy D


Soulquarian nie może milczeć w takich sytuacjach, Heavy D zmarł 8 listopada, prawdopodobnie przyczyną były powikłania po zapaleniu płuc. Artysta w swoim dorobku posiada pięć albumów jako Heavy D & The Boyz, oraz trzy płyty solowe, nie słyszałem JESZCZE żadnego z nich, ale jestem pewien że warto się zainteresować. Do notki biograficznej odsyłam tutaj. Na deser mam dla Was jeszcze ten numer, który jest jednym z najbardziej gwiazdorskich posse cutów w historii, i przykładem typowego klasycznego rapu.



niedziela, 30 października 2011

Miles Davis - Doo Bop



Istnieje taka płyta jak "Doo Bop", pomimo tego że dobrze mi jest ona znana to zapomniałem o niej na śmierć! a przecież to jest okrutnie dobry album! Przypomniałem sobie, i stwierdzam że brzmi jeszcze lepiej niż zeszłym razem jak go słuchałem kilka lat temu. Pierwsza kwestia jaką chiałbym poruszyć to: dlaczego ten album nie jest podpisany Miles Davis & Easy Mo Bee, tylko Miles Davis!? Easy przecież w ten album włożył tyle samo pracy co Davis.. Wytłumaczenie jest proste: Garniturki nie chcą słyszeć że w muzyce dla elity (czyt. jazz) maczał paluchy wredny obszarpaniec z ulicy (czyt. beatmaker). A tak na serio to przez to Bee jest prawie nie znany, mało kto czyta creditsy albumów, a myślę że zasługuje na większą sławę, nie tylko za ten krążek, ale za piękne beaty na klasycznych rapowych albumach takich jak "Ready To Die" Notoriousa, albo "Hold It Down" Das EFX. Jak nie każdy wie, jest to ostatnia płyta Milesa, na którą Tytan Trąbki zaczynał nagrania w styczniu 1991 roku, niestety we wrześniu odszedł, co na pewno zmieniło trochę całokształt wydawnictwa. Z zamierzenia płyta miała być hybrydą rapu z jazzem (nie pierwszą, kto zna zespół Stetsasonic ten wie), więc główny bohater poprosił Russela Simmonsa (właściciela Def Jamu) o propozycje jakiegoś kumatego człowieka który nadawałby się do współpracy, padły trzy słowa, domyślcie się jakie.. Po śmierci Milesa, odpowiedzialność za całokształt spadła na Osten Harvey Jr. (właściwe i mię i nazwisko Easy'ego), który podołał zadaniu, chociaż pewnie gdyby płyta był zrobiona od a do z wspólnie to na pewno by była lepsza, pomyślcie sobie chociaż że Miles Davis chciał zaprosić Prince'a na featuring! Nie ma co narzekać, i tak do naszej dyspozycji zostały oddane pyszniutkie  numery. Easy Mo Bee oprócz produkcji albumu zajął się także rapowaniem które nie jest najwyższyh lotów, ale to wcale nie przeszkadza, a nawet pasuje do ekspresyjnej trąbki Davisa, raper z jakimś niesamowitym flow wadziłby się z nią. Jeśli chodzi o produkcje to Bee spisał się naprawdę dobrze, album brzmi trochę industrialnie pomimo tego że sample pochodzą z czarnej muzyki. Tempo krążka jest bardzo zróżnicowane, od szybkiego jak sama nazwa mówi "High Speed Chase" do relaksującego "Mystery", pomimo tego brzmienie bardzo spójne. Nie wszystkie wałki zostały zagrane przez Milesa, dwa z nich (wcześniej wymienione "High Speed..", "Fantasy") zostały sklejone z sampli z istniejących już nagrań artysty. Myślę że album jest idealną propozycją na jesienne złote popołudnia, zachęcam do słuchania!

czwartek, 20 października 2011

Piosenka Tygodnia: Nie ogarniam


Dlaczego: Ten cykl nie miał być dewiacją moich nastrojów psychicznych, ale dziś będzie. W tym tygodniu wyjątkowo nie mogę znaleźć miejsca dla siebie w muzycznym świecie. Zimna obskurna szarzyzna na dworze, przeziębienie, brak wyraźnego sensu w tym wszystkim, powoduje że muzyka też jest gorzej przeze mnie odbierana, nic do mnie nie przemawia w pełni. Nawet The Upsetters ze swoim głębokim pulsującym dubem brzmią jakoś topornie, D'Angelo z gorącym soulowym brzmieniem uderza w moje uszy jak obuch, tu chyba nawet free jazz nie pomoże, coś jest kurwa nie tak... Na szczęście są jednak rzeczy które mnie nie zawiodły.. Na złe dni lekarstwem zawsze jest niezawodny Marvin Gaye który swoim albumem "I Want You" pomógł mi choć na chwile zapomnieć o bożym świecie (no może oprócz płci pięknej, w końcu Marvin wzdycha do niewiast przez cały czas trwania tego raju). Poczujcie tą magię chociaż przez chwilę i sprawdźcie ten numer. Następną sprawą jest Mingus, tak Charles Mingus, dopiero nie dawno przekonałem się do jego wspaniałej twórczości, ostatnio bardzo często gości na moich playlistach, ten gościu jest mistrzem. Chciałbym Wam ładnie i barwnie opowiedzieć o muzyce jaką tworzy ale nie mam za dużo do powiedzenia o jazzie, nie wiem jak wypada na tle innych znaczących graczy na scenie, tyle klasycznych wydawnictw jeszcze nie słyszałem, ale spokojnie, nadrabiam straty. Zamiast słów łapcie to, na dzisiejszy dzień idealne.. Zazwyczaj nie piszę tutaj o książkach które czytam, a raczej nigdy nie pisze tutaj o książkach. Dzisiaj dzień łamania zasad, Piosenka Tygodnia jest pełna osobistych narzekań, zamiast jednego utworu są dwa.. no to niech będzie i książka. Słyszałem kiedyś z kogoś ust że twórczość Bukowskiego to "rozpierdol i syf", nawet u Elda w którymś tam numerze jest wers "Z Bukowskim się łajdaczę i zawszę kończę marnie", nic z tych rzeczy! Pomimo tego że bohaterem "Kobiet" które teraz czytam jest alter ego autora, czyli Henry Chinaski, fabuła powieści w dużej mierze wzorowana jest na prawdziwym życiu prywatnym Bukowskiego które jak wiadomo nie spodobało by się starszym Paniom obok których siedzisz w kościele o szóstej rano, przeczę wszystkim wcześniej wymienionym przeze mnie cytatom, i powiem Wam że czyta mi się to całkiem przyjemnie. Miła książka która skutecznie daje mi zapomnieć o tym co wczoraj i jutro chociaż na chwile, a nawet mogę powiedzieć że mnie bawi. Forma jaką jest napisana książka jest prosta, słownictwo surowe, co tylko wg. mnie dodaje wiarygodności. Twórczość Bukowskiego dla mnie jest porównywalna z filmami prezentującymi gatunek "czarny humor". Bukowski był draniem, ale bez tego łajdactwa czym była by jego proza...?

czwartek, 13 października 2011

Piosenka Tygodnia: Lil' Wayne - Phone Home; Lee "Scratch" Perry & The Upsetters -

W zeszłym tygodniu nie było długo oczekiwanej przez Was Piosenki Tygodnia, dlatego dzisiaj są dwie;)

1. Lee "Scratch" Perry & The Upsetters - Dub Along


Dlaczego: Nie znajduję wytłumaczenia, ta pulsująca radość promieniuje, ten kobiecy głos przenika i hipnotyzuje. Cóż, muzyki lepiej słuchać, niż o niej czytać (i mówi to ten co spędza całe dni na czytaniu recenzji płyt)




2. Lil' Wayne - Phone Home


Dlaczego: Drogi fanie Erda, w tej piosence nie znajdziesz przekazu. Weezy nawija o tym że jest kosmitą i zjada wszystkich, robi to na świetnie dopasowanym beacie od Davida Bannera, jak zwykle w swoim chorym stylu, z chorym flow. Hejtuj, ale pamiętaj: "You're not the same, He's a martian"

poniedziałek, 10 października 2011

31. Rawa Blues Festival

W ten weekend dane mi było być na największym festiwalu bluesowym pod dachem, i to ZA DARMO! O jakim festiwalu mowa? oczywiście o Rawa Blues Festival! Jeśli ktoś pierwszy raz słyszy o takim wydarzeniu to odsyłam tutaj. W tym roku na festiwalu wystąpiło 21 zespołów ja świadomie wybrałem tylko kilka z nich..


Shakin' Dudi
+ 
Po prostu dobry występ. A tak poza koncertem to denerwowało mnie to że Hirek Dudek wszędzie musiał się wepchać ze swoją harmonijką, zagrać z każdą gwiazdą tegorocznej Rawy, nawet wbił się na scene podczas Alligator Jam, gdzie był jak z innej bajki. Bardzo mnie zdenerwowało kiedy zamiast C.J. Cheniera zaśpiewał on.




C.J. Chenier & Red Hot Louisiana Band
++ 
Pierwszy raz spotkałem się z instrumentem zwanym tarką, kiedy została wniesiona na scenę myślałem że to napierśnik- część przebrania scenicznego. Muzyka była połączeniem tanecznego bluesa i rock n' rolla. Wszystko było zgrabnie zagrane z jajem, hustlerką, i energią. Jeśli chodzi o publikę to najlepiej bawiła się pradoksalnie na tym koncercie pomimo tego że tytuł najlepszego występu przypada komuś innemu...





Marcia Ball
+/- 
Ni to złe, ni to dobre. Ten koncert nie wzbudził we mnie żadnych emoji oprócz lekkiego znużenia. Jeśli komuś się podobało to bardzo dobrze, bo to jest muzyka warta docenienia, ale ja nie przepadam za takimi wynalazkami.




Corey Harris
+ 
Zacnie sobie śpiewał, i grał na akustyku, ale co z tego jeśli był mało wyrazisty? Propsy za pomysł by nadal przedstawiać pierwotnego bluesa - jeden człowiek + gitara + wyobraźnia. Niestety muszę stwierdzić że lepiej by jednak wypadł z zespołem. Pomimo to i tak mi się podobało!



Lil' Ed & The Blues Imperials
++ 
Tak jest, najlepszy koncert na tegorocznej Rawie. Osobowość sceniczna, charyzma, energia. Lil' Ed jest następnym małym-wielkim na scenie. To co Mały Ed wyprawiał na gitarze i na mikrofonie nie mieści mi się w głowie, już od pierwszych dźwięków gitary, i pierwszych sylab piosenki wiedziałem że będzie to najlepszy występ na festiwalu. Zespół z najlepszym, najbardziej charyzmatycznym wokalem.



Alligator Jam
+
Wszyscy wymienieni wyżej muzycy oprócz Dudiego należą do Alligator Records, tegoroczna edycja festiwalu była poświęcona właśnie tej wytwórni. Na samym końcu odbyło się jam session Przewidywalne było to że gdy na scenie zbiorą się wszyscy muzycy i zaczną grać to zacznie rządzić chaos, pomimo to przyjemnie patrzyło się na plejadę osobistości na scenie, wraz z upływem czasu zaczynał każdy wiedzieć kiedy ma wtrącić swoje trzy grosze i zamęt zaczynał ustępować, gdyby pograli jeszcze ze trzy godzinki to dźwięk byłby czysty jak oczy trzyletniego dziecka.




Podsumowując, bałem się że to będę musiał powiedzieć, BLUES UMARŁ, odszedł razem z wielką trójką tej muzyki  (Muddy Waters, Howlin' Wolf, John Lee Hooker). Wszystko to co dzisiaj możemy usłyszeć i zobaczyć to muzeum dawnego bluesa, na szczęście blues żyje w całej plejadzie gitarowej muzyki, która nadal rodzi kwiaty. 


Jeśli chodzi o darmowe wstępy to jeśli coś tworzysz, pokombinuj trochę, poszukaj warsztatów, jest kilka które zapewniają zaproszenie razem z osobą towarzyszącą. No chyba że jesteś uczniem bielskiej szkoły muzycznej to wchodzisz naturalnie za darmo, ale o tym wiesz najlepiej;)





czwartek, 29 września 2011

Piosenka Tygodnia: Charles Mingus - Goodbye Pork Pie Hat

Dlaczego: Zawsze mi się podobał ten jazz który leci w tle skitów na "A Long Hot Summer" Ace'a, jednak dopiero nie dawno odważyłem się sprawdzić co tam sobie pobrzdękuje.

sobota, 24 września 2011

Piosenka Tygodnia: Terrace Martin - Never Stop Loving You feat. 9th Wonder


Dlaczego: Przyznam się szczerze że nie miałem pomysłu na Piosenkę Tygodnia, aż do dzisiaj. Polecam z całego serca, saksofon + sampel wokalu to piękne połączenie. Nie znam nic więcej od tego producenta, rapera, i saksofonisty w jednym, ale myślę że najwyższa pora zmienić ten stan rzeczy. Idealny track na jesienną melancholie. Pozdrawiam!

czwartek, 15 września 2011

Piosenka Tygodnia: Slayer - Raining Blood


Dlaczego: Jeśli nie wiesz dlaczego to masz ze sobą problem. Z tych instrumentów musiały lecieć iskry podczas nagrywania tego numeru. SLAAAAAAYEEEER KURWA!!





środa, 7 września 2011

Piosenka Tygodnia: Marvin Gaye - Inner City Blues (Make Me Wanna Holler)


Dlaczego: Kiedyś już wspominałem na tym blogu o arcykrążku na którym znajduje się ten utwór, wspomnę jeszcze raz.. "What's Going On" jest czymś NIESAMOWITYM! Nie ma drugiego albumu który wywołuje we mnie dużo skrajnie różnych emocji, jeśli jest to mi go pokaż, ha. Ja wiem że Tego raczej nie należy dzielić na drobne kawałki, że każda część jest tak samo wybitna, ale okoliczności mnie do tego zmusiły, albowiem jest to niespotykane iż chodzę w tygodniu, codziennie do pracy! W związku z tym raczej ostatnio nie mam siły aby katować różne nowe wynalzki, wolę sobie zapuścic starego, dobrego Marvina który zawsze przyniesie mi spokój i ukojenie, a ten numer daje mi to w stu procentah. Enjoy!

wtorek, 30 sierpnia 2011

Piosenka Tygodnia: Gil Scott-Heron - The Get Out Of The Ghetto Blues


Ponieważ: tak bluesowego Gila jeszcze nie słyszałem.Kawałek pochodzi z bardzo dobrej płyty "Free Will" z 1972 roku (tak swoją drogą nigdy nie słyszałem żeby jakiś jego album był przeciętny). Co tu dużo mówić, POLECAM!


piątek, 26 sierpnia 2011

My Props

The Dave Brubeck Quartet - Time Out (1959)



Siema nazywam się Dave Brubeck, razem ze swoimi ziomkami robię muzykę, cool jazz, tak to nazywacie? Tak wiem że nie jest to jazz powykręcany i działający na psychikę jak Mingusy i inne Coltrane'y, ale właśnie o to nam chodzi, chcemy tworzyć jazz przy którym można spalić jointa, odprężyć się, który nie będzie przeciążał dodatkowo mózgu, może wydaje Wam się to banalne, ale taka muzyka też jest potrzebna. Troche mnie denerwuje że ludzie znają właściwie tylko "Take Five", a co z resztą? Stworzyliśmy całą płytę, mówię Wam, sprawdźcie ją, gwarantuje że umili Wam upalne letnie popołudnia..  

4,5/5






V.A. - Albanie Polyphonies Vocales Et Instrumentales (1988)


W te wakacje miałem szczęście podróżować autostopem po Bałkanach, celem była Albania, jednak dotrzeć się tam nie udało ze względu na czas i pieniądze, widzieliśmy tylko wierzchołki albańskich gór z czarnogórskiej miejscowości Plav, góry te były wiecznie zamglone, przesiąknięte tajemnicą tak samo jak ta muzyka. Niepowodzenie i tak nas nie zniechęciło, wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej zafascynowaliśmy się najbiedniejszym krajem Europy. Najbardziej surowym i interesującym rodzajem ich muzyki ludowej są polifonie, czyli pojedynczy wznoszący się śpiew na tle chóru, bez żadnych instrumentów. Polifonie mają w sobie niesamowitą magię. Nie byłem w Albanii, ale widziałem wiele zdjęć, muzyka oddaje atmosferę tych miejsc stuprocentowo. Na krążku są także numery w których występują instrumenty muzyczne, najczęściej jest to klarnet. Muzykę albańską prezentują tu chóry które pochodzą z kilku ważnych dla muzyki i państwowości miast: Permet, Wlora, Tosk, Gjirokaster. Mi osobiście najbardziej odpowiada to co zaprezentował chór z Gjirokaster, "May You Live As Long As This Earth" doprowadza mnie do uniesienia. Polecam całym sercem tą składankę. Do zobaczenia Albanio!

4,5/5

przykład polifonii, niestety nie znalazłem żadnej która by dorównywała tym ze składanki

                              
  

KRS-One - Kristyles (2003)


To jest HIP-HOP, co z tego że Kris się powtarza jeśli lirycznie jest zawsze dobry, a flow nigdy nie słabnie.. Jedynymi minusami na płycie są goście których mogłoby w sumie nie być, i pojedyncze beaty. Na zachęte polecam numer "9 Elements" w którym KRS jak sama nazwa mówi wymienia 9 nie 5, elementów kultury hip-hopowej, oraz prostuje błędne myślenie większości ludzi na temat pojęcia. 

4/5





 Goran Bregović - Music Inspired And Taken From Underground (1995)


Muzyka filmowa ma to do siebie że jej funkcją jest dodawanie walorów dźwiękowych dopasowana do ruchomego obrazu, tak więc muzyka Gorana broni się bardzo dobrze w połączeniu z bardzo dobrym "Underground", jednak bez filmu, jako tracki ułożone w longplay już tak dobra nie jest. Jednak walorów muzycznych odmówić broń Boże nie można. Bałkańska muzyka, jest sama w sobie niepowtarzalna, nigdzie nie widziałem wcześniej takiej różnorodności i znaczenia instrumentów dętych jak w tej muzyce właśnie. Na duży plus: "Sheva" (dęciaki, rytm, ekspresja) "Ausencia" (kubański akcent w postaci Cesarii Evory,), "Mesecina - Moonlight" (ten numer oddaje w stu procentach duszę filmu, nie umiem inaczej tego postrzec, dęciaki!(2)), "Ya Ya (Ringe Ringe Raja)" (rytm, wielowymiarowość w dźwiękach, dla mnie jedyny utwór na krążku który jest w stu procentach rozrywkowy, i jest w nim wyczuwalny jakiś humor), "Kalasnijikov" (to raczej każdy zna, banger, dęciaki!(3)), reszta po prostu na plus. Zamiast płyty polecam film.

3/5




Howlin' Wolf - Howlin' Wolf (1962)


Druga z legendarnych kompilacji z lat 60-tych, według mnie lepsza. "Moanin' In The Moonlight" miało jeden wielki plus, a mianowicie "I Asked For Water (She Gave Me Gasoline)" który jest najlepszym numerem bluesowym jaki kiedykolwiek słyszałem, ale jako całość nie jest tak dobrze i płynnie złożona jak "HW". Bohater tekstu nie na darmo nazywa się Howlin' Wolf, wyje niemiłosiernie (tutaj jest to plusem), umie przejść umiejętnie z niskiego tonu na bardzo wysoki, przy czym robi to z wielką pasją. Nie warto nie znać takich numerów jak "Spoonfull", "The Red Rooster" (tego akurat nie znać po prostu nie wypada), albo "You'll Be Mine" 

5/5





Raps A.D. 2011 Vol.2

Miałem napisać za kilka miesięcy o następnych płytach rapowych z tego roku, ale zwyczajnie NIE CHCE MI SIĘ ICH SŁUCHAĆ, chociaż nie, jest taka jedna płyta którą sprawdziłem, nad którą wielu ludzi się spuszcza jakby był to drugi "Illmatic" albo "The Chronic", chociaż nie, lepszym porównaniem byłoby "Black Album" albo "My Beautiful Dark Twisted Fantasy", teraz wiecie o czym mówię? The Throne - "Watch the Throne", wiadomo.




Tym razem znów Kanye dowodził armią beatmakerów wśród których wyróżniają się Q-Tip, RZA, The Neptunes, Swizz Beatz, 88-Keys, oraz Mike Dean. Tym razem jednak pomimo pokaźnej obsady przymiotnikiem "epicki" tej płyty określić nie umiem. Nie ma na albumie monumentalizmu kompozycji jak w "MBDTF", nie ma tak swobodnego i potężnego rapowania jak w "BA". Duet Yeezy - Hova żeby nie było, odpowiada mi, i to bardzo, ale uważam że potencjał tych wybitnych postaci nie został wykorzystany w stu procentach. Mogło być wybitnie jest tylko dobrze. "No Church In The Wild" to niezły wejście, Jay-Z świetna zwrotka, propsy, musiałbym tu zacytować ją całą, więc po prostu odsyłam do lyricsów, albo do numeru, jednak muzycznie jest to jakies takie miałkie. W numerze "Lift Off" nie dość że dla mnie osobiście beat jest przykładem tego czego nie lubię u Westa, to jeszcze refren który jest wokalnym popisem Beyonce zagłusza głównyh bohaterów płyty. "Who Gon Stop Me", bardzo fajnie zarapowany numer, podoba mi się w swojej konwencji, Jay-Z pokazuje tu klasę, tylko co z tego jeśli beat jest rap prowizorką typu "Can't Touch This" MC Hammera, albo "Stronger" Kanyego, czyli po prostu zapętlony WIELKI kawałek w tym wypadku numeru "I Can't Stop" Flux Pavillion. "Welcome To The Jungle" jest nie najgorszym numerem, podkład Swizz Beatza jest znośny, panowie na mikrofonach elegancko dają radę, jednak jest defekt, zawsze mnie denerwuje kiedy Swizz dopowiada coś swoim zamulonym głosem, a szczególnie jak sobie upodoba jakąś frazę i męczy ją w kółko(no chyba ze jest to "Fancy" Drake'a). Następny numer który mam chęć ominąć to przesłodzony "Made In America" z pedalskim refrenem i bananowym pizgającym beatem. "Otis", chyba jeden z najlepszych numerów na krążku, który i tak nie jest rewelacyjny, fajnie że tempo się zmienia, fajnie że Jay i Kanye pokazują co potrafią na mikrofonie, tak nawiasem mówiąc fajnie że teledysk jest pomysłowy (choć raz nie chwalą się nowiutkim Bentleyem, tylko pociętym Bentleyem), fajnie że zsamplowane urywki wokalu Otisa Reddinga z tego numeru są ułożone w logiczną całość, fajnie że w ten sposób oddają cześć mistrzowi, i przypominają że ktoś taki istniał, ale nie fajnie ze na dłuższą mete to brzmi jak to napisał jeden z użytkowników rateyourmusic.com, uwaga, cytuje: "EAT A DICK OTIS REDDING (kanye west mix)".  "Why I Love You", do tego numeru nie mam absolutnie nic, całkiem niezły beat, całkiem niezły refren Mr. Hudsona, nawet ten chipmunk efekt nie przeszkadza. Reszta jest mi absolutnie obojętna, ani źle ani dobrze. Oho! Zapomniałbym całkowicie o "That's my Bitch", to też jest świetny numer z oldschoolowym powiewem, za beat odpowiedzialny jest Q-Tip który się popisał pod tym względem.


Podsumowując, nie ma złudzeń, The Throne rządzą pomimo tego że ich najnowsze dzieło nie wnosi zbytnio nic do ich dyskografii. Troche brakowało, jednak jestem pewien że ten duet jeszcze wiele namiesza. "Watch The Throne" dla mnie nie jest niczym specjalnym, i myślę że ten projekt żeruje trochę na fejmie który został nabyty dużo wcześniej w prywatnych dyskografiach jaśnie wielmożnych, nic dziwnego w tym nie ma tak nawiasem mówiąc, sama świadomość że to w końcu Kanye west i Jay-Z ekscytuje nie lada. I'm watching the throne but throne is empty.

Mój werdykt:
2,5/5

To mnie wcale nie skłania do słuchania nowych płyt, błagam niech ktoś wstrząśnie tą sceną.

niedziela, 3 lipca 2011

Hate!



Tak Peweł, żebyś wiedział że napisze o tym na blogu... Jest coś takiego co ostatnio zrobiło na mnie duże wrażenie, a jest to polski zespół death metalowy Hate! Znam tylko dwa numery, które możecie posłuchać pod spodem, oby dwa są bardzo dobre pod względem technicznym, mają w sobie niesamowity rytm. Nie znam za dobrze takiej muzyki, dlatego nie będę wymyślał na siłę przymiotników dla tych brzmień... Ale wiem że nadejdzie taki czas kiedy sięgnę po klasykę gatunku, na razie może nie, bo nie da się słuchać wszystkiego naraz, ale kiedyś na pewno. Jeśli mi: "czarnej głowie" podobają się takie numery to czy są jakieś granice w muzyce...? Ja wiem że nie ma. sejtan!


czwartek, 30 czerwca 2011

Raps A.D. 2011

Cunninlynguists - Oneirology


Fajny nostalgiczny klimat beatów Kno, zamulony, monotonny, a jednak indywidualny styl rapowania Deacona The Villaina i Nattiego to znaki firmowe Cunninlyguists. Nie wiem czy zamiarem Kno było chwytanie swoimi dusznymi beatami za gardło, jeśli tak to się udało, album dla mnie ma wydźwięk marzycielski (jak każdy inny od trójcy), co jest bardzo fajne, jednak bez niego ich dyskografia nie ucierpiała by w ogóle, nie jest w żaden sposób pójściem zespołu w przód, Deacon i Natti już chyba nigdy nie rozwiną swoich skillsów, może to i dobrze, nie wiem czy zespół by na tym zyskał, może wręcz przeciwnie?


Mój werdykt:
3\5



DJ Quik - The Book Of David

Złote czasy g funku się skończyły raz na zawsze i to nie ulega wątpliwości, takie krążki jak pamiętne "Quik Is The Name" już nie wychodzą,  legendy nadal wydają ile tylko mogą, ale to już dawno nie jest to samo, gdzie się podziało ciepło Kaliforni w beatach? Gdzie się podziała wielka charyzma Quika? Te czasy juz nie powrócą, wzrost jakości sprzętu i warunków życia nie sprzyja twórczości, zauważyłem już to dawno. Po cichu liczyłem na "The Book Of David", i nie dostałem nic ponad przeciętnego, co prawda jest to fajny krążek z bardzo dobrymi momentami, ale takich albumów wychodzą setki jeśli nie tysiące. Niewątpliwym plusem albumu jest celny dobór gości (Bun B jak zwykle swoją zwrotką zjadł album).

Mój werdykt:
3,5/5



Reks - R.E.K.S. (Rhythmatic Eternal King Supreme)


Reksio ma przepiękne flow i technikę składania rymów, tylko co z tego jeśli beaty sobie dobrał dosyć przeciętne, pomimo tego że są dziełem na prawdę znaczących postaci takich jak DJ Premier, Pete Rock, Hi-Tek, albo Statik Selektah? Wyróżniają się tylko singlowe: "25th Hour", "This Or That", "Why Cry". Ponadprzeciętny rap + przeciętne beaty = 3/5




 
Pharoahe Monch -  W.A.R. (We Are Renegades)


Powtarzam się niemiłosiernie w związku z płytami rapowymi z tego roku, ale niestety muszę znów to powiedzieć: nowy Faraon nie odkrywa niczego nowego. Żeby nie było że się czepiam, "W.A.R." jest dobrą płytą, ale co z tego jeśli nie będę o niej pamiętał za rok? Beaty od Marco Polo i M-Phazesa to świetna robota, klasyczny bangerowy boom bap, rap Moncha jest ponadprzeciętny, ale to wiemy nie od dzisiaj, a na tej płycie nie zrobił ani jednego kroku w przód... A i jeszcze jedno, jest jedna rzecz której bardzo nie mogę znieśc na tym albumie, a mianowicie "The Grand Illusion (Circa 1973)", opartego na samplu z "The Court Of Crimson King" zespołu King Crimson, to jest właśnie to co nazywam mało kreatywnym samplingiem.

Mój werdykt:
3/5



Random Axe - Random Axe

I tutaj muszę się trochę wyżyć. Pokładałem WIELKIE NADZIEJE w tym projekcie, niestety bardzo szybko legły w gruzach. Black Milk zrobił bardzo surowe beaty co powinno razem z surowymi raperami prezentować się wyśmienicie, niestety tak nie jest. Guilty na tej płycie jest niewidzialnym emce, pomimo tego że rapuje równie często co reszta. Gości równie dobrze mogło by nie być... Jedynym plusem jest Sean P który i tak nie daje z siebie wszystkiego. Numery na plus: "Everybody, Nobody, Somebody", The Hex", "4 In The Box"


Mój werdykt:
2/5


Podsumowując:
Jeśli ten rok będzie wyglądał tak do końca to będzie to jeden z najgorszych od dawna. 2010 był o niebo lepszy. Nie przesłuchałem wielu albumów bo nie da się łapać wszystkich srok za ogony kiedy nie śłucha się tylko rapu. Sprawdziłem płyty moich ulubionych artystów którzy wypadli blado w porównaniu do poprzednich lat... Zobaczymy co przyniesie następne półrocze.

P.S. Jeśli są jakieś tegoroczne płyty które są warte polecenia, zapraszam do podzielenia się tym ze mną w komentarzach.