wtorek, 23 listopada 2010

Co polecam

1.Junior Cony - At The Government Shop (2003)

W polskim reggae, ragga, albo innych tego typu specyfikch występuje zmieniony akcent stylizowany na jamajskie Patois, Francuzi nie mają takiego kompleksu na szczęście, pomimo tego że Cony śpiewa po angielsku. Dubowa pulsująca energia, wspaniały bass, niepowtarzalna atmosfera, to sprawia że ostatnio słucham tego albumu bardzo często. Jeśli w Francji taki jest poziom tej muzyki, to ja chce więcej!






2.Marvin Gaye – What's Going On (1971)

Nie żebym nie znał wcześniej tego arcydzieła, ale w erze małych wypłat, łatwo dostępnych mp3, i drogich płyt wcześniej słuchałem tego tylko w wymienionym przeze mnie formacie, jednak jak to bywa dysk mi po prostu pierdolnął, dlatego kosztem zaległego mandatu którego chyba nigdy nie spłacę, kupiłem sobie ją (deluxe edition, w pięknym digipacku, z koncertem w Kennedy Center, dodatkowymi utworami, i grubą książeczką). Przeżywam przyjemność słuchania na nowo, za każdym razem odkrywam coś nowego. O tej płycie można napisać setki zdań, pewnie już tyle napisano. Marvin Gaye jest moim ulubionym wokalistą soulowym, ten krążek jest ponadczasowy, doprowadza do refleksji, pomimo poważnych treści rozluźnia. Każdy fan muzyki powinien to znać. Niekwestionowane arcydzieło.

3.J Dilla – Dillantology Vol. 1 (2009)
Zbiór utworów artystów neo-soulowych i hip-hopowych, od A.G., przez De La Soul, aż po Eryke Badu. Wszystkie utwory łączy beat od mojego ulubieńca Jay'a Dee aka mistrzem był, jest i będzie, basta. Świetna okładka, jeszcze lepsza zawartość.






4.Cunninlyguists – A Piece Of Strange (2005)
Kno dołącza do mojego osobistego Olimpu beatmakerów, jednak Deacon i Natti raczej do bogów mikrofonu nie dołączą, co nie znaczy że są słabymi raperami. W tej płycie wbrew tytułowi nie ma nic dziwnego, jest to po prostu kawał dosyć dobrego rapu na świetnych beatach. Nie ma co ukrywać, mam słabość do soulowego zawodzenia w podkładach. Album wypomina Amerykanom zafascynowanie śmiercią, oraz tematyką gangsterską, jest opozycją do mainstreamowego southowego brzmienia. Cunninlynguists „piąty element dołączają do czterech, ten który pozostałe spaja jak cement”

5.Ski Beatz – utwory które się nie dostały na „24 Hour Karate School” (2010)

Aerials feat. Stalley, Curren$y, Whosane, Terri Walker, Mos Def
Cream Of The Planet feat. Mos Def
Prowler 2 feat. Jean Grae, Jay Electronica, Joell Ortiz, Mos Def
Taxi feat. Mos Def & Whosane

Ski jest według mnie jednym z najbardziej nie docenianych twórców beatów, odpowiada np. za większość strony muzycznej „Reasonable Doubt” Shawna Cartera, jego beaty są relaksacyjne, do tego na „fituringach” raperzy indywidualiści tacy jak Curren$y albo Mos Def. Nawet to że utwory są nie dokończone nie przeszkadza w ich słuchaniu. W „Prowler 2” występuje plejada potworów mikrofonu, jednak istną bestią apokaliptyczną jest tu Joell Ortiz, mota wersami jak samuraj kataną. Dla kontrastu „Taxi” daje odpocząć, jest po prostu (nie lubię tych słów, ale ich użyje) chilloutowy, i klimatyczny. Przyznam się bez bicia że albumu jeszcze przesłuchać nie zdążyłem. Jeśli to są utwory które zostały odrzucone, to jakie są te znajdujące się na lp?! Według Popkillera kiepskie, a według mnie... dowiecie się niebawem.

Poprawka:
"Prowler 2" jest na płycie, jednak bez  Mos Defa, a "Taxi" i "Cream Of The Planet" w wersji instrumentalnej.

Dwele - W.ants W.orld W.omen (2010)



1.Wants (Intro)
2.I Wish
3.Grown
4.Dodgin Your Phone (feat. David Banner)
5.Dim The Light (feat. Raheem Devaughn)
6.World (Intro)
7.How I Deal (feat. Slum Village)
8.Hangover
9.My People
10.Detroit Sunrise (feat. Monica Blaire & Lloyd Dwayne)
11.Women (Intro)
12.I Understand
13.Love You Right
14.More Than A (Interlude)
15.What's Not To Love
16. Give Me A Chance
17.I Wanna (feat. DJ Quik)




Muzykę neo-soulową darze wielką sympatią między innymi za flirt z innymi nurtami muzycznymi, ciepłe brzmienie, oraz za to że można słuchać tej muzyki niezależnie od nastroju i pogody. Te właśnie cechy posiada najnowszy album Dwele

Nie ukrywam, oczekiwania względem nowego krążka miałem na prawdę duże, i nie zawiodłem się... Pomimo tego że album nie jest dużo lepszy, podoba mi się bardziej, spowodowane jest to eksperymentami, które są smaczne, wynikają z poszerzania horyzontów muzycznych, a nie chęci zdobycia nowych fanów i wylądowaniu w pierwszej dziesiątce list przebojów.

Nie spodziewałem się że wokalista będzie brzmiał dobrze z Davidem Bannerem, albo DJ'em Quikiem, efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Reprezentant gangsterskiej Kalifornii i wokalista z Detroit udowodnili że g funk połączony z neo-soulem brzmi co najmniej świetnie, beat Quika z wokalem Dwele zazębiają się w tym numerze niczym dwa trybiki. Oprócz tego można znaleźć odwołania zarówno do klasycznego soulu, jazzu, Rn'B jak i klasycznego rapu („How I Deal”), jak można było zauważyć we wcześniejszych nagraniach porozumienie na linii Dwele – Slum Village rodzi soczyste owoce, tak jest i tym razem.

Andwele jak zwykle radzi sobie z doborem muzyki, płynie po podkładach z wielką swobodą. Jeśli chodzi o treść monotematyczny nie jest, od obrazu Detroit w promieniach wschodzącegeo słońca („Detroit Sunrise”) aż po... kac („Hangover”).

Wady niestety są. Album jest o 1\6 za długi, dłuższe słuchanie nuży aż do momentu w którym w uszy wchodzi szturmem wcześniej przeze mnie wspomniany „I Wanna”, jednak dla mnie jest to wada która nie psuje mi przyjemności ze słuchania. „W.W.W.” jest albumem bardzo dobrym, bez wachania 8,5/10. Następnym ubytkiem na który być może tylko ja zwróciłem uwagę jest brak z przyczyn wiadomych choćby jednego beatu od Jay'a Dee (tak, wiem że to tylko moje fanaberie). Czekam z nadzieją na następny album. „W.Ants W.Orld W.Omen” nie raz jeszcze zagości w moich słuchawkach.

wtorek, 9 listopada 2010

Statik Selektah & Termanology- 1982 (2010)



1 The World Renown
2 People Are Running
3 Things I Dream f. Lil Fame (of M.O.P)
4 Goin Back f. Cassidy & Xzibit
5 The Radio
6 Wedding Bells f. Jared Evan
7 You Should Go Home f. Bun B & Masspike Miles
8 Tell Me Lies f. Styles P
9 Life Is What You Make It f. Saigon & Freeway
10 Freedom f. REKS
11 Still Waiting
12 The Street Life
13 Thugathon 2010 f. M.O.P
14 The Hood Is On Fire f. Inspectah Deck
15 Born In 82
16 Help 

Ostatnio nie łapię się we wszystkich gorących debiutach, kolejnych albumach weteranów, i nowych kolaboracjach, chyba nikt się nie łapie, tyle tego wszystkiego wychodzi (ale to już temat na dłuższy oddzielny artykuł), o współpracy Statika z Termanology dowiedziałem się dosłownie tydzień przed premierą. „1982” to jednocześnie nazwa projektu, oraz rok narodzin oby dwóch artystów. Statik Slektah i Termanology tworzą najbardziej typowy rodzaj zespołu hip-hopowego, czyli raper i producent. Statik i Term to w świecie rapu osoby mało anonimowe, myślę że nikomu nie muszę ich specjalnie przedstawiać, jeżeli jednak ktoś ma zaległości, odsyłam do „wujka google” i „cioci youtube”

Termanology dysponuje bardzo dobrym, przeciąganym flow, nie raz to udowodnił w takich numerach jak choćby „How We Rock”, albo „Drugs, Crime, Gorillaz” z rozbrajającego solowego krążka pt. „Politics As Usual” z 2008 roku. Na „1982” sprawa wygląda niestety nieco gorzej...Rap utracił świeżość, nie jest tak ekspresyjny jak w wcześniejszych latach twórczości. Term, wiem że stać Cię na więcej...

Od momentu wciśnięcia play, aż do końca trzeciego numeru poziom płyty jest niepokojąco niski, trudno przebrnąć, kawałki ciężkie, przytłaczające. Na szczęście dla uszu, następna część krążka jest lepsza, może nie dużo, tak samo bywają słabe momenty, ale w każdym razie lepsza...

Nie wiem czy znacie, ale jest (a raczej był) taki beatmaker jak J Dilla, każdy z jego beatów mogę słuchać w nieskończoność, za każdym kolejnym przesłuchaniem odkrywam nowe smaczki, niestety z muzyką Selekty jest niestety na odwrót. Dajmy za przykład takie „Still Waiting”, za pierwszym odsłuchaniem mnie wgniotło w krzesło, jednak za każdym kolejnym przybliża moje zdanie do opinii pod tytułem „dosyć dobry beat, który wcale nie wgniata w krzesło”. Takie właśnie są beaty na albumie, na początku wydają się świetne, po dogłębnym przesłuchaniu dochodzi się do wniosku że to nie prawda. Statik, wiem że stać Cię na więcej...

A gdzie plusy? Plusy są w postaci gości którzy ubarwiają płytę. Głównie sami „hardkorowcy”. Bun B jak zwykle nie zarapował słabo, Inspectah Deck przeciwnie. „Life Is What You Make It” bez Saigona i Freeway'a nie było by tak dobre nawet w połowie, pomimo dobrego beatu. Xzibit ładnie popłynął, Reksa słyszałem w lepszej formie...

Podoba mi się pomysłowe połączenie cutów w „The Radio”, oraz chórek dziecięcy w „The Hood Is On Fire”, to jest najbardziej pomysłowe co na płycie znalazłem. W nawale bardzo dobrych tegorocznych produkcji, krążek nie wyróżnia się zbytnio, tzw. „średniawka”. Chłopaki, wiem że stać was na więcej, dlatego czekam na następne albumy...

Mój werdykt:
5,5/10