sobota, 19 listopada 2011

Jazzowa Jesień w Bielsku-Białej (Dzień II)



1. Tom Harrell Chamber Ensemble
Niestety przyszedłem dopiero w połowie koncertu, pomimo tego mogę stwierdzić że koncert był małą rewelacją, zgrabne połączenie jazzu z muzyką symfoniczną (nie wiem czy mozna tu mówić o symfonii jakiejkolwiek, jeśli muzyków było tylko ośmiu?) Instrumenty które mogę wyróżnić to przede wszystkim skrzypce które odegrały bardzo dobrą rolę,  oraz subtelną trąbkę Harrella, która świetnie uzupełniała wszelkie luki. Nie wiem co dolega Tomowi że jest cały czas przygarbiony, porusza się wolno jak mucha w smole, w każdym razie kiedy grał na trąbce wszelkie objawy odlatywały gdzieś daleko, muzyka jest życiem..

i tak przyszedłem tego dnia do Bielskiego Centrum Kultury właściwie tylko dla jednego człowieka...

2. PHAROAH SANDERS
Na scenę wyszedł wolno poruszający się, siwy staruszek, zdawało się że saksofon jest dla niego za ciężki, jednak kiedy usłyszałem pierwsze dźwięki saksofonu i spojrzałem na oczy które wyrażają siłę to wiedziałem że koncert mnie nie zawiedzie. Nigdy nie słyszałem tylu skrajnie różnych dźwięków z jednego saksofonu, nie wiedziałem że może też służyć jako instrument perkusyjny, damn! Sanders jest Hendrixem saksofonu tenorowego bez dwóch zdań. Najlepszym punktem koncertu był "The Creator Has A Master Plan", przez pewien moment bałem się że nie usłyszę kluczowego wokalu w tym numerze, i wyjdę nie spełniony, ale się nie zawiodłem. Szkoda że w zespole Faraona nie było żadnego instrumentalisty z jakimś orientalnym "sprzętem" (np. jakimisprzeszkadzajkami?), to by wzniosło ten koncert pod niebiosa, i tak nie mam na co narzekać bo koncert był niesamowity. Szkoda że nie było bisu..

Boli mnie to że takie koncerty są organizawane w takim miejscu, lepszą scenerią byłby zdecydowanie Klimat albo Rude Boy, ja się pytam po co te miejsca siedzące?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz