
Dlaczego wszędzie (w sumie prawie wszędzie, pozdrawiam zero-siedem!) czytam o tym że Kanye West aka Jestem Pępkiem Świata, dzięki swojemu nowemu dziełu zyskał status boga muzyki? Taki status należy się takim graczom jak James Brown, albo Jimi Hendrix, ale nie Kanye West, przynajmniej na razie... Fenomen albumu polega na tym że jest spójny, zrobiony z pomysłem, żaden "feat" nie jest na darmo, a wierzcie mi lub nie, nad albumem pracowała cała armia pod nadzorem Westa (od RZA'y po Swizz Beatza, od Alicii Keys i Rihanny po Eltona Johna, od Rick Rossa po Kid Cudi'ego). kompozycja jest perfekcyjna, nic nie jest zbędne, potwornie ciekawie zaaranżowana przestrzeń a teraz takich krążków ze świecą można szukać. Ze zdumieniem i przerażeniem stwierdzam że dzieło nie ma wad, dlatego zachęcam do słuchania, tylko ostrzegam, to wciąga! Dobry mainstream nie jest zły.

Ciężko pisać o czymś co nie wypada krytykować, bo i tak nie ma czego, ciężko coś chwalić jeśli słowa i tak nie oddadzą piękna danego obiektu, dlatego powiem że jest to dla mnie po prostu najlepszy soundtrack do filmu jaki kiedykolwiek słyszałem, jedna z najlepszych płyt funkowo soulowych jakie kiedykolwiek słyszałem, od pierwszego przesłuchania wciągnęło mnie na zawsze. Curtis jest najlepszym wokalistą w swojej kategorii, czyli w śpiewaniu falsetem o minusach życia w czarnym getcie na dopracowanych do bólu, czystych podkładach, e. Skarbnica sampli, wykradali z niej blask między innymi Dr. Dre,
albo Hi-Tek. To trzeba usłyszeć!